Dywan

31 sierpnia 2022

Ilustracja do artykułu Dywan

Czterdzieści lat. Brązowy dywan w koniczynki był łąką, gdzie pasły się nasze złudzenia. Myślałam, że i moje dzieci nauczą się na nim chodzić, ale ich kości jak kostki domina rozsypane w nieistnieniu, już nikt ich nie pozbiera, nikt ich nie podeprze. Koniczynki szeptały pojednawczo: – A tam, bierzesz do głowy, jutro będzie gorsza bieda. Na tym kwadracie z wątku i osnowy istniało nasze małe i zależne od innych mocarstw państwo Michalskie, bądź co bądź byliśmy trzyosobowym narodem. Przecież mieliśmy kota, pojęcie i pretensje, a to już naprawdę sporo. Ojciec go przyniósł z poczty i nim wszedł do domu, baby na ulicy oskubały zaklejony rulon. Każda chciała zobaczyć co za cudo. – Mamy dywan! – Jaki? – Ładny. – Drogi? – Bardzo drogi. – Najładniejsze to perskie. – Nasz nie z żadnej Persji, nasz aż z Łodzi. Matka wzięła pożyczkę i kupiła. – My też kupim. – Wy gówno kupicie!... Rózgowy dywan, tania meblościanka ze szklaną rybą co połknęła słońce (landszaft bez słońca, kto to widział?!) i te kryształowe szklanki, których nigdy nie było okazji używać, czekają. A nas już nie ma. Odlecieliśmy szybując nad dachami Babilonu i Megiddo. Rozrzucaliśmy Wiernym czterolistne koniczynki na znak opamiętania. CZYTAJ WIĘCEJ...
Powrót na początek strony