Martyna Bielska „Wśród nocnej ciszy płaczemy”
Poziom minus jeden. Pod sufitem niewielkie lufciki wpuszczają światło dzienne. Odrapane czarne biurko, na nim komputer ze starym monitorem i sprzęt grający. Po przeciwnej stronie na stole półtorametrowej długości akwarium z czystą wodą. Ryby też są, ale nieliczne. Pod ścianą złożony stół do tenisa. W rogu krzesła powtykane w siebie piętrowo. Rozmawiamy w radiowęźle w piwnicy. Żeby tu dotrzeć wylegitymowałam się, w depozycie zostawiłam telefon i laptop z ładowarką, przeszłam przez statyczny detektor, pokonałam kilka elektrycznych bram na kody, w gęstym deszczu przebiegłam przez plac za drutem kolczastym, do budynku oddziału półotwartego zakładu karnego.
Tu wewnętrzny regulamin określa, kiedy skazani mogą swobodnie poruszać się po wyznaczonych obszarach. Są zatrudnieni i mają wewnętrzny grafik pracy, za którą płaci im zakład karny. Na oddziale otwartym więźniowie pracują poza murami więzienia. Na całym obiekcie są 294 prycze. W celach od czterech do dwunastu osób. Wolnych miejsc około dziesięciu. Rotacja jest każdego dnia.
Przed świętami osadzeni malują obrazy, kleją kartki bożonarodzeniowe, tworzą bombki na choinkę, składają świece. Wszystko na cele charytatywne i pomoc potrzebującym dzieciom.
Siedząc przy biurku w radiowęźle, czuję się, jak na przesłuchaniu. Tyle, że to ja pytam.
CZYTAJ WIĘCEJ...