Czekając na śmierć,
nerwowo przestępuję
z nogi na nogę.
Czasem chodzę w kółko,
a czasem niecierpliwie
stukam łyżeczką w stół.
Każdego ranka wygrzewam się
na słońcu patrząc w niebo
i o niczym nie myśląc.
Wszystkiego się wyrzekłem,
wszystko zostawiłem za sobą,
odwiązałem się od rzeczy.
Nic już mnie nie spotka.
Żyłem chociaż żyję,
liczę chmury na niebie.
***
Przemknęło, przemignęło,
błysnęło i zgasło.
Przesunięto inscenizację,
przewinięto film.
Końcowe napisy wyświetlały się
na czyjejś twarzy i dłoniach.
Ktoś nosił krzesła,
książki, przestawiał stoły,
zbierał rekwizyty,
które trzeba było wyrzucić.
One parowały, dymiły się,
znikały i cofały.
Pewien człowiek zapisał je
kiedyś na wietrze
i teraz wracały do niego.
Wracał też sam człowiek,
pląsały znikome trawy
jego spraw.
On unosił się do góry
i patrzył jak samochody
na ulicach i piloci
w samolotach
ścigają się do śmierci,
wstępują w chmury.
CZYTAJ WIĘCEJ...