Katarzyna Droga „Kalendarze”
Namiętność do kalendarzy musiała kiedyś znaleźć ujście w moim pisaniu. Kocham kalendarze. Ścienne – z fotografią jak proroctwo na cały rok, wokół niej wszystko się przecież rozegra. Książkowe – złożone z dwunastu rozdziałów do zapisania, opatrzone – zależnie od fantazji wydawcy – notesem na adresy i telefony, spisem numerów kierunkowych albo tabelą walut, ba, nawet odległościami do poszczególnych miast Europy... Cudownie niepotrzebne w dobie Internetu, a jednak! Tylko tutaj możesz zakreślić czerwonym flamastrem to miasto. Ledwie pamiętasz je z dawnych podróży, a ono woła cię w snach. Mnie – nie wiadomo czemu prześladuje Lublana (1229 km, 12 godzin samochodem, numer kierunkowy +386). Byłam tam raz, ważne spotkanie, dawno, w trzecim czy czwartym kalendarzu tego stulecia... Jak echo odezwał się ktoś, z niepamięci, z numeru zapodzianego na stronach: „adresy, telefony” i tym podobne niepotrzebne dane... Piękny zakręt akcji, z tym że to nie powieść...
CZYTAJ WIĘCEJ...