myśli nad ranem
Martynie
jeśli Tobie umrę, posadź mnie w donicy
i całuj po dłoniach żółtawozielonych,
abym mógł spijać rdzę Twoich przegryzionych warg,
czyniąc Cię trzciną cichą. ani jednym słowem
nie otwieraj okien: nie rozpraszaj zapachu
jaśminu, którym będę dla Ciebie w pierwszych dniach.
całuj mnie po dłoniach więdnących przy Tobie
bez Ciebie. całuj. a gdy się uodpornisz,
wyjdź – zamknij nasz pokój – i idź całować świat.
z piętra: pejzaż na fortepian
zmierzchnica tłucze się o szybę w ucieczce przed
światłem kaganka; w piersiach
okruchy kokonu – poczerniałe płatki róż.
w tym miejscu szkło jest
naprawdę magiczne,
zasnute mgłą kul ukazujących nieznane:
uliczne piekło skrapla się w czyściec
poprzedzający spotkanie.
w gmachu naprzeciwko jak w myjni auta płyną
ścieżką oczyszczenia przez stacje dolnych okien.
ceglaste czoło wiatr przewinął
banerem raju
– obłokiem.
trupia główka zbita szybą w ucieczce przed blaskiem
kaganka; w piersiach
płatki,
zwijające się jak strzępy fotografii.
CZYTAJ WIĘCEJ...