„Patrząc na Wschód” - festiwal magiczny
A gdyby tak uciec? Nie w Bieszczady, bo turystów tam coraz więcej, a z Podlasia daleko, ale gdyby tak na Suwalszczyznę, nad Czarną Hańczę? Na wieś, blisko natury i drugiego człowieka – nie tego ze wzrokiem utkwionym w smartfonie, zwłaszcza że z zasięgiem krucho, ale tego, który potrafi wysłuchać i który sam nosi w sobie opowieść. W XXI wieku brzmi to nieco… magicznie. A jednak ta magia „dzieje się” naprawdę.
Ponad dwie godziny jazdy samochodem z Białegostoku – tyle wystarczy, by trafić do innego świata. By z betonowego labiryntu przenieść się tam, gdzie powietrze pachnie mokrą ziemią i sianem, gdzie klangor żurawi i śpiew żab miesza się z dźwiękiem rozmów, gdzie można dotknąć historii i poczuć siłę literatury. Bo to właśnie literatura od siedmiu lat ściąga do Budy Ruskiej ludzi z całej Polski. Co roku, na kilka letnich dni i wieczorów, podwórze, po którym niegdyś chodzili staroobrzędowcy, zamienia się w festiwalową przestrzeń, a uwaga wszystkich skierowana jest… na Wschód.
- Doskonale pamiętam początki. To były czasy, kiedy na podwórku u Piotra Malczewskiego – a jeszcze wcześniej spotkania odbywały się w działającej tu galerii fotografii – gościliśmy 15-18 osób. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, odprowadzaliśmy wszystkich do bramy, machaliśmy, mówiliśmy: „Do zobaczenia za rok”. A później przyjechało 35 osób, a później 48, a później 60. A kiedy zaprosiliśmy Anię i Marcina Mellerów, przyjechało 150 osób – wspomina Piotr Brysacz, dyrektor artystyczny festiwalu literackiego w Budzie Ruskiej, redaktor oraz autor m.in. książki „Patrząc na Wschód”.
Tyle, że – jak podkreślają zgodnie organizatorzy i uczestnicy festiwalu - nie o liczby tutaj chodzi. Nie o ilość, ale o jakość. Wśród, zapraszanych na przestrzeni lat, gości znaleźli się m.in. Jacek Hugo-Bader, Wojciech Jagielski, Wacław Radziwinowicz, Aneta Prymaka-Oniszk, Jędrzej Morawiecki, Piotr Nesterowicz, Michał Książek, Anna Kamińska czy prof. Andrzej Strumiłło. Magia wiejskiego festiwalu polega na prostocie, swojskości i… bliskości. Pisarze są tu na wyciągnięcie ręki, na prywatną rozmowę, na szczerą opowieść. - Byłem świadkiem takich scen, jak ta, gdy Wojciech Górecki, autor książek o Kaukazie, zbierał wraz z żoną śliwki i jeden z uczestników festiwalu zaskoczony rzucił: „Ty, zobacz, Wojtek Górecki śliwki zbiera!”, a drugi powiedział do syna: „Chodź, zobaczysz prawdziwego pisarza”. Takich zabawnych dialogów było tutaj więcej – opowiada Piotr Malczewski, podróżnik, fotograf, autor książek i organizator Festiwalu Literackiego „Patrząc na Wschód”.
Dom. Stary, około stuletni. To on „wita” festiwalowych gości. Nosi w sobie historię. - Nasz festiwal odbywa się na podwórku, należącym niegdyś do staroobrzędowców. My jesteśmy coś winni tym ludziom, którzy Budę Ruską założyli. To oni dali nam pamięć tego miejsca, to ich ślady są tutaj, dlatego na festiwalu zawsze będzie jakiś pierwiastek poświęcony starowierom, np. spacer śladami staroobrzędowców z Krzysztofem Snarskim oraz pierwiastek poświęcony naszym przyjaciołom, jak np. profesorowi Andrzejowi Strumille – podkreśla Piotr Brysacz i nie są to puste słowa. Wielu uczestników festiwalu wspomina niezwykły wieczór, gdy w ciemności wysłuchali reportażu, poświęconego staroobrzędowcom, autorstwa Joanny Sikory, dziennikarki Polskiego Radia Białystok. – Kiedy skończył się reportaż, zapadła cisza. Zaczęliśmy wnosić na tacach świece. Siedziało tam 90 osób, a wśród nich starowierzy. Przyszli ci, o których to jest. Poczułem ciarki, zdarzyło się coś niezwykłego, jakaś magia – dodaje Brysacz.
- Na festiwalu jestem już czwarty raz, tak po trosze zaczynam się zadomawiać na Suwalszczyźnie. Mam już swoje ulubione miejsca: do noclegów, do spacerów i oczywiście do wzruszeń literackich. Wraca się tutaj dla przyjaciół, dla ludzi i dla tego klimatu – mówi Marta Konek, pszczelarka i autorka książek. Dziennikarkę i pisarkę Hannę Kondratiuk przyciąga do Budy Ruskiej rzeka, ale też: - Atmosfera miejsca, otwartość duszy, słowiańska gościnność. Cały kosmos współgra, tworząc coś niezwykłego, bo w takim miejscu człowiek cieszy się, że jest literatura, że istnieje taki krąg ludzi, którzy czytają, którzy tworzą i jest to swego rodzaju święto dla osób twórczych, ale myślę, że także dla osób, które przyjeżdżają zobaczyć Suwalszczyznę i razem z tym pięknym krajobrazem, takie treści, przekazy zostają na długo.
Tu czas płynie inaczej, poczucie wspólnoty, otwartość, życzliwość, wrażliwość na słowo pisane – to wszystko sprawia, że rodzi się w człowieku jakaś czułość, uważność… Rodzi się miłość do literatury.
(js)