Bieda z nędzą, humor i żałoba
„Ten się śmieje, kto ma zęby”, a na pewno ten się śmieje, kto czyta Zytę Rudzką. Jednak nie jest to śmiech radosny i kojący. To śmiech raczej bezobjawowy, niewidzialne uniesienie kącika ust, szybsze wypuszczenie powietrza nosem. Czasem to śmiech przez łzy. U Rudzkiej humor rodzi się ze zgryzoty i powagi – to metoda autorki na literaturę o tematach trudnych: śmierci bliskiej osoby i pochówku.
Wera – podstarzała, ale znowu nie tak stara męska fryzjerka – jasne lata ma już za sobą. Na co dzień siłuje się z pokrętną rzeczywistością. Jej mąż – były dżokej – zatopiony w letargu, nie pomaga w zmaganiach z codziennym żywotem. W końcu umiera i na pożegnanie sprowadza na Werę prawdziwą udrękę. Kobieta zostaje wdową. Nie spodziewajmy się po niej jednak rzewnych łez, westchnień, omdleń i twarzy okrytej czarną koronkową woalką. Wera to wdowa, która za nic ma etykietę i konwenanse. Nad nieboszczykiem leżącym w łóżku zapala papierosa, lekarzowi stwierdzającemu zgon próbuje sprzedać puchary męża (trzy w cenie jednego!), a na deser kupuje trumnę w dziecięcym rozmiarze. Gruboskórność i zobojętnienie nie oznaczają jednak, że bohaterka Rudzkiej nie doświadcza straty, po prostu nie ma czasu się w tej stracie pławić. Zapaliłam na koniec. Dostawiłam taboret, usiadłam. Przy umarlakach dobrze się kurzy. Z cztery skręciłam. Wykurzyłam, ostatek w placach rozkruszyłam. Gapiłam się na niego. Oczu nie mogłam oderwać. Tak chciałam, jak nie chciałam w tej trumnie go zapamiętać. Dżokej pozostawił po sobie liczne trofea i wspomnienia minionych sukcesów, jednak za pogrzeb i porządne buty do trumny nie da się nimi zapłacić. Dlatego świeżo upieczona wdowa wyrusza w miasto: odwiedza byłych kochanków w poszukiwaniu pieniędzy, wyprawia się po kwit na pochowanie, wyprawia się po farbę do trumniaków, wyprawia się rozchodzić ciemne lata. Kolejne wyprawki powodują, że możemy czytać książkę Rudzkiej jako powieść drogi. Spacerować z Werą rozdział po rozdziale, kilometr po kilometrze, sprawa za sprawą, wspomnienie za wspomnieniem. Wędrówka przypomina jednoosobowy kondukt żałobny, w którym uderza nas humor i ironia. Ten się śmieje, kto ma zęby to współczesna powieść funeralna. Pozbawiona sentymentów Wera nie potrzebuje współczucia; potrzebuje działania, bo tak radzi sobie z żałobą. Wraz z kolejną rozkopaną fazą organizacji pogrzebu Wera wyszarpuje z pamięci światłości i ciemności swojego życia. Ile można płakać, ile można mieć łez. Są ludzie, na starość tylko się marzą. Co wspominka, w płacz uderzają. Widać wcześniej wszystkie łzy się nie polały. Dobre życie łez poskąpiło. U mnie się inne życie wytworzyło. A nie raz tylko, kurwa, siąść i płakać. Usiadłam, płakałam. Z tego teraz za płaczem nie jestem. Już swoje wypłakałam. Zyta Rudzka stworzyła jaskrawą bohaterkę, którą wyróżnia przede wszystkim język cielesności. Chociaż właściwsze byłoby nazwanie go erotyczno-somatycznym. Pozbawiona sensualności wprost mówi czego i od kogo chce. Żyje i kocha się na własnych zasadach. W jej miłości nie ma czasu na romantyzm: jest praca, bazar, pies z kulawą nogą i sprawy do załatwienia. O tym wszystkim opowiada w niekonwencjonalny, dosadny sposób: Nie jestem wycieruchem. Nie podpadam pod baby wersalki, co się szybko rozkładają. Nikt z rąk do rąk mnie nie przerzuca. Ale też nie z tych, co się cackają z cnotą, same się wypieszczą i po robocie. Na piczę trzech majtek nie zakładam. Komu chcę, daję. Język bohaterki, często prymitywny i wulgarny, jest odbiciem otoczenia, w którym dominuje zepsucie i ubóstwo. Wędrówki Wery odkrywają przez nami biedę w najczystszej (najbrudniejszej?) postaci. Werze, lokal po zakładzie fryzjerskim został niespodziewanie odebrany, wyprzedała już większość gratów z mieszkania, na bazarze pojawia się coraz mniej klientów, których można urobić. Na dodatek wszyscy dookoła nie śmierdzą groszem. Co najciekawsze, dziadowanie w książce Rudzkiej nie jest ograniczone do problemów finansowych, to wielowymiarowa bieda z nędzą: moralna, w stosunkach międzyludzki i społecznych. Ubóstwo we współczuciu i zrozumieniu. Ten się śmieje, kto ma zęby to wyraźna, mistrzowska literatura. Choć nie było to dla mnie zaskoczenie, już wielokrotnie Rudzka pokazywała światu swoich odmiennych i uwolnionych od grzecznej narracji bohaterów. O samej autorce chciałoby się wiele powiedzieć, chociażby wymienić liczne tytuły i nagrody. Ale researach pozostawię Czytelnikom. Warto.Paulina Reszotko
Zyta Rudzka, Ten się śmieje, kto ma zęby. Wydawnictwo W.A.B 2022