O smoku, który nie był jaroszem i bohaterze, który nie był silny
Było sobie królestwo, wielkie i bogate. Władający nim król starał się być mądrym przywódcą, kierującym się dobrem swoich poddanych. Troszczył się o ich potrzeby, rozwiązywał spory i dbał o ich bezpieczeństwo. Życie tam było dobre. Tylko jedna rzecz spędzała sen z powiek króla i jego poddanych. Od kiedy istniało królestwo, istniał też smok, który mieszkał nieopodal. Był wielką, krwiożerczą bestią, która porywała zwierzęta, niszczyła domy i zabijała ludzi. Kolejni królowie próbowali wielu sztuczek, żeby pozbyć się niewygodnego sąsiada. Podrzucali mu zatrute zwierzęta, barany wypchane siarką, rozwiesili nad wejściem sieci, żeby nie mógł wylecieć, nawet zamurowali mu wejście do jaskini. Nic nie podziałało. Trucizna przyprawiła go o chwilową zgagę, która po tygodniu minęła, barany z siarką zjadł i nawet nie dostał po nich niestrawności, sieci porwał, a zamurowane wejście rozpadło się, kiedy tylko smok w nie kopnął. Przeciwko bestii ruszyły też całe rzesze dzielnych rycerzy, ale żaden z nich nigdy nie powrócił. Ludzie bali się coraz bardziej, rycerzy zaczynało brakować, a smok wciąż żył i miał się całkiem dobrze. Król był już tak zdesperowany, że zaczął wzywać do siebie mieszkańców i prosić ich o pomoc. Kiedy żaden z dorosłych nie podołał zadaniu usunięcia smoka, król zwrócił się do dzieci. Pomyślał, że ich niecodzienne pomysły podpowiedzą mu rozwiązanie. Tak Kazik, całkiem zwyczajny dziesięcioletni chłopiec, został wezwany na audiencję u króla. Wszedł do sali, stanął przed władcą i ukłonił się. CZYTAJ WIĘCEJ... PRZECZYTAJ TAKŻE: