Nieludzki z wyboru
Jest noc, a on jest nocnym łowcą. Jest drapieżnikiem, który po zmroku wychodzi z francuskich okopów, by znaleźć jedną ofiarę i zadać jej bolesną, okrutną śmierć. Z każdej swojej wyprawy przynosi trofea – odciętą dłoń niemieckiego żołnierza i jego karabin. Kolekcjonuje je. Przy pierwszej, drugiej i trzeciej dłoni towarzysze broni wiwatują, gratulują mu, ściskają go jak brata. Po czwartej dłoni zaczynają go unikać. Niektórzy mówią nawet, że stał się dëmm – czarnoksiężnikiem, demonem żywiącym się duszami wrogów, że jest groźny nie tylko dla Niemców, ale i dla swoich.
Alfa Ndiaye, bohater nagrodzonej Międzynarodową Nagrodą Bookera powieści Bratnia dusza, jest dwudziestoletnim Senegalczykiem, który – podobnie jak tysiące innych czarnoskórych żołnierzy – dołączył do francuskiej armii w czasie I wojny światowej. Niektórzy mieszkańcy kolonii byli wcielani do wojska siłą, inni szli na wojnę dobrowolnie, tak jak najbliższy przyjaciel Alfy – Mademba Diop, który widział w tym szansę na wyrwanie się z biednej, senegalskiej wioski. A ponieważ Mademba był dla Alfy bliski jak brat, wyruszyli na front razem. Jednak ich wspólna wojenna historia nie trwała długo. Mademba został wkrótce zabity i nie była to śmierć ani szybka, ani bezbolesna. Co więcej, Alfa zawiódł swego druha, bo kiedy ten, u kresu wytrzymałości, poprosił go o skrócenie cierpienia, Alfa nie zrobił nic. Nie pomógł przyjacielowi, kiedy ten prosił po raz pierwszy, nie pomógł mu, kiedy prosił po raz drugi i nie pomógł mu, kiedy błagał po raz trzeci. Trwał przy nim do końca, a potem wepchnął wnętrzności z powrotem do brzucha Mademby i przyniósł go na rękach do okopów. Został za to odznaczony Krzyżem Wojennym, którym nagradzano francuskich żołnierzy za szczególną odwagę.
Po tym zdarzeniu Alfa oszalał. Przyznaje to sam w swojej pełnej powtórzeń, frenetycznej narracji, która trochę przypomina tradycyjną ludową pieśń, a trochę elegię. Opowieść Alfy, wylewna, niepohamowana, robi nieustanne nawroty. Obrazy przypływają falami, pochłaniają go, odpływają, a potem wracają. Powracają zdania jak refreny, w tym najczęstszy z nich – „Bogiem a prawdą” – inkantacja, która na początku wydaje się szczera i prostoduszna, ale po dwudziestym i trzydziestym powtórzeniu staje się symbolem szaleństwa, ostatnią deską ratunku dla tonącego umysłu.
CZYTAJ WIĘCEJ...