Przepraszam, mogę przekląć?
Nie oszukujmy się: wszyscy czasem idziemy na targowisko. Warzywa, kopa laskowych i żonglerka owocami jest niczym przy rzucaniu mięsem na przechodniów i dzieci kupujących. Są takie miejsca, gdzie wielkiej „Mać” możemy się spodziewać i nikt, kto tam idzie, nie może się dziwić. Co jednak, gdy owa mowa w gwarny sposób dociera do literatury klasyfikowanej jako YA (ang. young adult)? Przeglądając coraz częściej, rosnące w siłę, książki przeznaczone dla młodych dorosłych, zaczynam stawiać pytania. I to nie tak, że robię to jedynie z powodu jakiegoś zawodowego zboczenia. Nad obecnością przekleństw w książkach młodzieżowych myślę z perspektywy kobiety, przyszłej mamy, ale i człowieka – zwyczajnie, po prostu. Odtwarzać rzeczywistość w literaturze dla młodych czy przenosić ich do świata, gdzie może być lepiej? Jako osoba dorosła, a tym samym ukształtowana za sprawą socjalizacji pierwotnej, mogę wybierać: to jest dla mnie dobre, a to niekoniecznie. Młode osoby - a za takie według YA uważa się osoby do 18 roku życia - sięgają do książkowego regału w modnym dyskoncie często bezrefleksyjnie. W dzisiejszym świecie niezwykle dużo mówi się o poczuciu osamotnienia, szumach, plamach i językowych niedociągnięciach, więc dlaczego karmić się tym, co sprawia, że w ciele zaczyna buzować kortyzol? I mimo, że tak piszę – nie mam zdania. Seks, przekleństwa (w mniejszym stopniu rock&roll) są obecne na ulicach i językach, ale może to właśnie literatura powinna pozostać czymś przenoszącym do lepszego świata? Znów: nie mam zdania i jestem w pełni świadoma tego, że zawsze najbardziej kuszące było to, co zakazane. Ostrzeżenie w książce? To zachęcenie. Kryminały i erotyki? Brylują na rynku nie tylko dla dorosłych. Wróćmy do targu. Przechodząc pomiędzy alejkami i słysząc przekleństwo, wiem do kogo należało to słowo. Młoda osoba może pójść do mamy i naskarżyć, wskazać palcem, a w efekcie odciąć się od toksycznego towarzystwa. Jak zatem będzie z nami, autorami? Kto weźmie odpowiedzialność za to, że czytelnik YA nabędzie z książek, kolokwialnych, „złych” wzorców? Jedna z bohaterek znanej sagi młodzieżowej na końcu swojej historii decyduje się na popełnienie samobójstwa. Czy autor pomyślał o uczuciach czytelników? Jedna z bohaterek cierpi, gloryfikuje swoje zaburzenia psychiczne i mocno przeklina, a do tego oddaje się narkotycznym uciechom. Odrzuca czy przyciąga? A może to wydawnictwo powinno wziąć odpowiedzialność? Zaskoczę Was. Nie mam zdania. Malika Tomkiel – dziennikarka związana z kulturą i sztuką. Była redaktorka naczelna magazynu „Kraft”, która po przygodzie z wydawnictwem przeniosła się na Podlasie, by obcować ze słowem pisanym i jogą, której uczy. Pracowała w radiu, współzałożycielka Grupy Wolność, gdzie sprawuje opiekę literacką i działa z Up To Date Festival. Od ponad 10 lat nie ukrywa faktu, że choruje na anoreksję. Chcąc pomagać innym ludziom, napisała książkę Biel kości, w której opowiedziała swoją historię i pokazała realia życia osób cierpiących na zaburzenia odżywiania. PRZECZYTAJ TAKŻE: